Myślałem zaczynając, że będę zamieszczał jeden post w tygodniu i po 15 tygodniach będzie koniec. Niestety, okazało się to (pisanie postów) trudniejsze, niż zakładałem.
Nie wystarczyło zebranie poteatralnych pamiątek, zdjęć i tekstów. Najtrudniejsze okazało się nie tyle nawet przypominanie sobie zdarzeń, ile weryfikowanie pamięci, szukanie danych w internecie.
Miałem też nadzieję na to, że czytelnicy tę pamięć uzupełnią.
Mam nadzieję, że do Nowego Roku napiszę o naszym udziale w Studenckiej Wiośnie Kulturalnej w marcu, kwietniu i maju 1968 roku.
Ale - koniec jest nieubłagany :-(
czwartek, 25 grudnia 2014
niedziela, 23 listopada 2014
Spektakl "Tygrys"
Jest to smutna komedia w stylu Woody Allena, nieco cyniczna. Jej bohaterem jest listonosz Ben, mieszkający w Greenwich Village, w piwnicy. W didaskaliach opisana jest ona tak: "brudna, zaśmiecona, stosy książek leżących wokoło. Po lewej kilka schodów i drzwi prowadzące na ulicę. Obok biurko z szufladami, na którym stoi roślina w doniczce i więcej książek. W tylnej części składane łóżko, lampa, gramofon na małym stoliku; nad łóżkiem wisi sznur z uprana bielizną. Na przeciwko na prawej ścianie, pod kątem, są drzwi do kuchni, na drzwiach tablica z napisem 'Dzisiejsze słowo: SYMBIOZA'. Z przodu, po lewej, stoi drewniane krzesło; po prawej postrzępione krzesło tapicerowane". Ben rozgoryczony uważa, że życie niesłusznie skazało go na bycie listonoszem. Potępia swoich bliźnich za ich bezmyślny konformizm i brak ciekawości intelektualnej. Chce dać wyraz swemu buntowi. Postanawia dokonać porwania pierwszej pięknej młodej kobiety, która wpadnie mu w ręce i trzymać ją w niewoli w swoim mieszkaniu. Chce mieć poczucie, że tym razem to on nad czymś (kimś) panuje. Pewnego deszczowego wieczoru porywa więc Glorię, gospodynię domową z Long Island i przynosi ją do swej piwnicy. Okazuje się, że ona jest również niezadowolona ze swego status quo. W trakcie rozmowy zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, że są bratnimi duszami. Gloria postanawia dawać mu korepetycje z francuskiego. W końcu umawiają się na spotkania w każdy czwartek, gdy jej mąż gra w brydża. Z buntu przeciwko światu pozostał mieszczański romans!
W spektaklu grała Ewa Szulc i ja. Nie było to łatwe zadanie - przez blisko 40 minut sami na scenie! Pierwszy tez raz występowałem w cudzym przedstawieniu jako aktor.
Całość reżyserował Zbyszek Sierszuła. Praca nad spektaklem była bardzo poważna, bo Zbyszek chciał go przedstawić na egzaminie wstępnym na reżyserię w PWST w Warszawie (o ile pamiętam). Wkrótce przeprowadził się do Warszawy na stale, choć kontaktów z teatrem nie przerwał (krótko potem grał w styczniu 1969 roku w spektaklu "Wódko, wódeczko..." w STS). Scenografię robił Zbigniew (Kazimierz?) Tyżyk.
Poniżej - efekty mojej pracy nad tekstem na wybranych stronach.
Znalazłem zapis fragmentów spektaklu tego spektaklu z 2011 roku, wystawionego przez Bergen County Players (wywodzący się z teatru amatorskiego o ciekawej historii). To linki do nich (trzeba je skopiować i wkleić do wyszukiwarki):
http://youtu.be/ZSQqSRdAlBE i http://youtu.be/XyS8uahMsuE
styczeń 2015 - uzupełnienie!
Znalazłem właśnie w swoich papierach jeszcze jedną ciekawą informację - w lutym 1971 roku studencki teatr '70' wystawił Tygrysa w Warszawie, w klubie Ubab na Kickiego 12 (chyba w żeńskim akademiku). Inscenizacja i reżyseria oraz scenografia jak w Poznaniu, a grali Elżbieta Matynia i Zbigniew Sierszuła.
grudzień 2023 - uzupełnienie
Zbyszek Sierszuła we wrześniu zadzwonił z wiadomością, że znalazł swój reżyserski egzemplarz "Tygrysa". 12 listopada się spotkaliśmy w Poznaniu i dostałem od Zbyszka ten reżyserski egzemplarz. Z niego pochodzą poniższe fotografie.
To zaplanowana przez Zbyszka scena:
A to pierwsza i ostatnia strona reżyserskiego egzemplarza, z uwagami (inscenizacyjne na niebiesko, reżyserskie na czerwono):
A to zamieszczone tam zdjęcia:
Mam nadzieję, że Zbyszek coś jeszcze od siebie napisze.
Więcej informacji o nim i jego działaniach "po Teatrze" znaleźć można tu (o działalności "nalewkowej"): https://www.kuron.com/smak-ziol-kwiatow-i-owocow-zamkniety-w-butelce-zbigniew-sierszula-historyk-sztuki-mistrz-smaku-nalewek/ oraz tu (też kuchennie, ale bardziej ogólnie): https://aleksanderbaron.pl/potrzebna-pomoc/.
środa, 19 listopada 2014
Spektakl "Epitafium dla niego"
Ten spektakl był efektem dyskusji z moim kolegą ze studiów Michałem Stasiakiewiczem nad tekstem o roboczym tytule "Prorok".
Pomysł pojawił się chyba po naszym wspólnym pobycie we wrześniu 1967 roku w Przyjezierzu (nad jeziorem Ostrowskim) i kręceniu tam etiudy filmowej (na inny zupełnie temat).
W pierwszej wersji powstał scenopis etiudy filmowej. Potem miała ona stać się elementem spektaklu. W wersji filmowej Prorokiem miał być Janusz 'Cally' Przychodzki (idealnie do tej roli wyglądał!). Opowieść była generalnie o tym, że gromadzony przez Proroka tłum wyznawców staje się samodzielną siłą, przed którą w efekcie musi on uciekać. Domyślać się można, że go zadeptują i mają z tego powodu poczucie winy. I boją się, że wróci....
Istota tego pomysłu była dla nas oczywista: Prorok ucieleśniał ideę, zadeptaną przez jej zwolenników, którzy stają się dla niej zagrożeniem (ach, ta młodzieńcza wiara w ideały!!).

Spektakl wystawiliśmy w Wawrzynku i w klubie Nurt. Widzowie oglądali go z perspektywy członka tłumu, maszerując wokół sali.
Pomysł pojawił się chyba po naszym wspólnym pobycie we wrześniu 1967 roku w Przyjezierzu (nad jeziorem Ostrowskim) i kręceniu tam etiudy filmowej (na inny zupełnie temat).


Wspólnie z Michałem przygotowaliśmy scenariusz przedstawienia.


Próbowaliśmy w klubie na Wawrzyniaka we wtorki i piątki od 18 do 21 od 13 lutego do 23 marca 1968 roku (prawie równolegle z polskim marcem '68!).
W spektaklu brali udział (o ile dobrze pamiętam): Alicja Biegańska, Ewa Celińska, Maria Juszczak, Jacek Paluchowski, Maciej Rewakowicz, Zbyszek Sierszuła, Anna Skowrońska, Bogumił Sołyga, Ewa Szulc. Muzykę napisała Ewa Szulc.
Spektakl wystawiliśmy w Wawrzynku i w klubie Nurt. Widzowie oglądali go z perspektywy członka tłumu, maszerując wokół sali.
poniedziałek, 17 listopada 2014
Wspomaganie pamięci i trochę gorzkich myśli
Niestety, mimo posiadania dość jednak znacznej liczby dokumentów i zdjęć moja pamięć o teatralnej działalności zawodzi. Liczę bardzo na to, że ktoś ze starej gwardii trafi na blog w sieci i się odezwie.
Znalazłem sam w sieci kilka osób (Piotr Dylewicz, Jarek Gąsiorek, Wiesław Gąsiorek, Donat Jaskólski, Jan Matczyński, Joanna Posobiec, Maciej Rewakowicz, Zbyszek Sierszula, Tomek Sulikowski, Tomek Szymański) i znam lepiej lub gorzej ich losy (lub tak mi się wydaje), ale mój rocznik widocznie słabo istnieje w sieci, bo do nielicznych tylko udało mi się dotrzeć i namówić na komentarz wzbogacający moje wspomnienia.
Słaba obecność w sieci dotyczy nie tylko ludzi. Kiedy szukam informacji o klubach studenckich, o studenckich festiwalach teatralnych, o studenckich teatrach wreszcie - znajduję jeśli jakieś, to o nielicznych.
Mam wrażenie, że ten okres kultury studenckiej (1965-1972) został wymazany z ludzkiej (=sieciowej) pamięci. Kiedyś klub studencki był czymś więcej, niż pijalnią piwa czy miejscem dyskoteki. To tam skupiało się studenckie życie kulturalne, a nam (studentom) wydawało się, że to miejsce dla nas i nasz obowiązek (inteligencka, niezależna kultura), miejsce wyrażania siebie oraz cel aspiracji i ambicji. Oczywiście - piło się tam, i to raczej nie piwo (takie to były czasy), ale - w jakże szczytnym celu!
Amatorska działalność estradowa czy teatralna definiowała i nas i "studenckość". Nie "wchodziliśmy" do zorganizowanej kultury, ale ją tworzyliśmy (szukając organizacyjnego wsparcia w ZSP). Z założenia była to działalność poszukująca, alternatywna, celowo niszowa (elitarna), o nieukrywanym wydźwięku politycznym (choć bez kombatanctwa), bez planów uzawodowienia (choć niektórzy mieli takie nastawienie, ale dla większości amatorów to niezależność od kultury państwowej miała podstawowe znaczenie). Tylko nieliczni studenci myśleli wówczas o karierze (politycznej, zawodowej) czy finansowej. Dla nich to, co robiliśmy było jakaś godną szyderstwa aberracją.
Dziś jest odwrotnie - na hasło teatr studencki wyszukiwarka pokazuje kilka (często nieaktualnych) linków, a większość studentów oczekuje w najlepszym razie od uczelni przygotowania zawodowego oraz pomocy w karierze (i dorabianiu się).
Jednak nie to mnie zajmuje - pewnie gdzieś studenci tworzą fajne niszowe spektakle i realizują ambitne kulturalne przedsięwzięcia.
Mnie martwi to, że z moich czasów niewiele udało się ocalić od zapomnienia i że my sami też niewiele w tej sprawie robimy. Linki do czasów tu opisywanych są rzadkim zjawiskiem, najczęstszej dotyczą tych przedsięwzięć, których autorzy do dziś są aktywni, albo są ważni. Jednak całe to podglebie "wielkiej studenckiej kultury" nie istnieje. A przecież kiedy działaliśmy, to mieliśmy poczucie, że robimy coś ważnego. "Po pierwsze nie dla sławy. Po drugie nie dla pieniędzy". A dziś okazuje się, że nas wcale nie było.
Koleżanki i koledzy - liczę na was! Ocalajmy!!
Znalazłem sam w sieci kilka osób (Piotr Dylewicz, Jarek Gąsiorek, Wiesław Gąsiorek, Donat Jaskólski, Jan Matczyński, Joanna Posobiec, Maciej Rewakowicz, Zbyszek Sierszula, Tomek Sulikowski, Tomek Szymański) i znam lepiej lub gorzej ich losy (lub tak mi się wydaje), ale mój rocznik widocznie słabo istnieje w sieci, bo do nielicznych tylko udało mi się dotrzeć i namówić na komentarz wzbogacający moje wspomnienia.
Słaba obecność w sieci dotyczy nie tylko ludzi. Kiedy szukam informacji o klubach studenckich, o studenckich festiwalach teatralnych, o studenckich teatrach wreszcie - znajduję jeśli jakieś, to o nielicznych.
Mam wrażenie, że ten okres kultury studenckiej (1965-1972) został wymazany z ludzkiej (=sieciowej) pamięci. Kiedyś klub studencki był czymś więcej, niż pijalnią piwa czy miejscem dyskoteki. To tam skupiało się studenckie życie kulturalne, a nam (studentom) wydawało się, że to miejsce dla nas i nasz obowiązek (inteligencka, niezależna kultura), miejsce wyrażania siebie oraz cel aspiracji i ambicji. Oczywiście - piło się tam, i to raczej nie piwo (takie to były czasy), ale - w jakże szczytnym celu!
Amatorska działalność estradowa czy teatralna definiowała i nas i "studenckość". Nie "wchodziliśmy" do zorganizowanej kultury, ale ją tworzyliśmy (szukając organizacyjnego wsparcia w ZSP). Z założenia była to działalność poszukująca, alternatywna, celowo niszowa (elitarna), o nieukrywanym wydźwięku politycznym (choć bez kombatanctwa), bez planów uzawodowienia (choć niektórzy mieli takie nastawienie, ale dla większości amatorów to niezależność od kultury państwowej miała podstawowe znaczenie). Tylko nieliczni studenci myśleli wówczas o karierze (politycznej, zawodowej) czy finansowej. Dla nich to, co robiliśmy było jakaś godną szyderstwa aberracją.
Dziś jest odwrotnie - na hasło teatr studencki wyszukiwarka pokazuje kilka (często nieaktualnych) linków, a większość studentów oczekuje w najlepszym razie od uczelni przygotowania zawodowego oraz pomocy w karierze (i dorabianiu się).
Jednak nie to mnie zajmuje - pewnie gdzieś studenci tworzą fajne niszowe spektakle i realizują ambitne kulturalne przedsięwzięcia.
Mnie martwi to, że z moich czasów niewiele udało się ocalić od zapomnienia i że my sami też niewiele w tej sprawie robimy. Linki do czasów tu opisywanych są rzadkim zjawiskiem, najczęstszej dotyczą tych przedsięwzięć, których autorzy do dziś są aktywni, albo są ważni. Jednak całe to podglebie "wielkiej studenckiej kultury" nie istnieje. A przecież kiedy działaliśmy, to mieliśmy poczucie, że robimy coś ważnego. "Po pierwsze nie dla sławy. Po drugie nie dla pieniędzy". A dziś okazuje się, że nas wcale nie było.
Koleżanki i koledzy - liczę na was! Ocalajmy!!
niedziela, 16 listopada 2014
Spektakl "Tortura nadziei"
Przedstawienie "Tortura nadziei” bazowało na króciutkim opowiadaniu "Vox populi" Auguste de Villiers de L'Isle-Adama z książki "Książka: Tortura nadziei i inne opowiadania" (Biblioteka Jednorożca, 1959; w tłumaczeniu Miriama i Rogowicza) oraz - głównie - na jednoaktówce "Ślepcy" Maurice Maeterlinck (jeden i drugi - hrabia! oraz symbolista).
Mój egzemplarz tekstu wyglądał tak (przykładowe strony):
Przygotowaliśmy się do spektaklu bardzo starannie. Próby w Klubie Akademii Medycznej Wawrzynek rozpoczęliśmy w listopadzie 1967 roku. Premiera była w styczniu 1968 roku.
Pomysł inscenizacyjny był taki:
Według zachowanych notatek ostatecznie w spektaklu wzięli udział: Alicja Biegańska, Marek Bykowski (Drugi), Ewa Celińska (Młoda), Maria Juszczak (Wariatka), Maciej Kubale (Trzeci), Jacek Paluchowski (Narrator; pierwotnie miał go grać Jacek Zahorski), Maciej Rewakowicz (Szósty), Zbyszek Sierszuła (Ksiądz; pierwotnie miał go grać Janusz 'Cally' Przychodzki), Anna Skowrońska, Bogumił Sołyga (Pierwszy), Magda Spychała i Ewa Szulc (Najstarsza).
Na tym zbiorowym zdjęciu jest jednak tylko pięć kobiet - nie pamiętam już, dlaczego.
A to zachowane zdjęcia ze spektaklu.
A to zachowane zdjęcia ze spektaklu.
Jakoś to poczucie życia nad przełęczą i zagubienia dawało się widocznie odczuć, skoro wystawiliśmy właśnie takie przedstawienie.
sobota, 1 listopada 2014
Pierwszy spektakl w Akademii Medycznej
Pierwszy nasz spektakl w Studenckim Teatrze Małych Form Literackich przy R.U. ZSP Akademii Medycznej w Poznaniu miał miejsce w 1967 roku.
Spektakl w mojej reżyserii nazywał się "Prima Aprilis, czyli Prima – ogłupia, Aprilis – mysię” i oparty był na książce "W oparach absurdu" Juliana Tuwima i Antoniego Słonimskiego (głównie) oraz kilku wybranych tekstach z książki "Cicer cum caule, czyli groch z kapustą: panopticum i archiwum kultury" Juliana Tuwima (nie pamiętam, której części: z 1958, 1959 czy 1963 roku).
Choć lista tekstów była dość długa (75 pozycji!), to często było to po dwa, trzy zdania (choć bywały i dłuższe, jak "Tajemnicze słowo").
Pomysł reżyserski nie był zbyt awangardowy, jak widać:
Podkreślę - nagroda była: "za podjęcie obecnej problematyki politycznej"!!
środa, 15 października 2014
Spotkanie
Nie miałem zupełnie czasu, by siąść do blogu, bo zaczął się rok akademicki i trzeba było reagować na typowe sprawy dla początku roku.
Spotkałem się we środę 1 października z Jarkiem Gąsiorkiem.
To zupełnie niesamowite - on mieszka teraz w Sydney, ale akurat był w Polsce i w Poznaniu.
Trochę powspominaliśmy, trochę opowiedzieliśmy o dniu dzisiejszym (i latach, w których się nie widzieliśmy).
Dzięki temu spotkaniu przypomniałem sobie szczegóły przedstawień "Zabawa", "Bajeczka..." i "Sen Jakuba" i postaram się to wykorzystać (liczę też na uzupełniające komentarze Jarka).
Ustaliliśmy, że jak dojdę we wspomnieniach do końca mojego aktywnego udziału w działalności teatralnej, to Jarek napisze coś na temat dalszego losu naszego teatru, który z bratem Wiesiem dalej prowadzili. To był już inny teatr - bardziej interwencyjny teatr uliczny, niż teatr ze spektaklami w sali.
W czasie naszego spotkania Jarek powiedział coś, co nadaje sens temu, co robię: "te wspomnienia należą się tym wszystkim, którzy brali z nami udział w spektaklach i innych przedsięwzięciach żeby uszanować to, że robiliśmy coś dla nas ważnego". Faktycznie - być może efekty naszej działalności nie były spektakularne, nie dotrwaliśmy do dziś, a wspomnienia o naszych teatralnych "alternatywnych" działaniach nie przetrwały, ale - robiliśmy dla nas coś ważnego!
Rozmawialiśmy też o tym, czy moglibyśmy dziś coś na kształt takiego teatru ulicznego poprowadzić.... Konkretnych ustaleń nie było, ale czas pokaże, co może się urodzić.
I jeszcze tytułem uzupełnienia - to teksty, które wykorzystywaliśmy w Klubie A5 (i później):
Zabawne jest, że kiedy te teksty widzę, to sobie przypominam, jak je mówiłem (lub inni mówili).
W następnym poście - 1967 rok.
Spotkałem się we środę 1 października z Jarkiem Gąsiorkiem.
To zupełnie niesamowite - on mieszka teraz w Sydney, ale akurat był w Polsce i w Poznaniu.
Trochę powspominaliśmy, trochę opowiedzieliśmy o dniu dzisiejszym (i latach, w których się nie widzieliśmy).
Dzięki temu spotkaniu przypomniałem sobie szczegóły przedstawień "Zabawa", "Bajeczka..." i "Sen Jakuba" i postaram się to wykorzystać (liczę też na uzupełniające komentarze Jarka).
Ustaliliśmy, że jak dojdę we wspomnieniach do końca mojego aktywnego udziału w działalności teatralnej, to Jarek napisze coś na temat dalszego losu naszego teatru, który z bratem Wiesiem dalej prowadzili. To był już inny teatr - bardziej interwencyjny teatr uliczny, niż teatr ze spektaklami w sali.
W czasie naszego spotkania Jarek powiedział coś, co nadaje sens temu, co robię: "te wspomnienia należą się tym wszystkim, którzy brali z nami udział w spektaklach i innych przedsięwzięciach żeby uszanować to, że robiliśmy coś dla nas ważnego". Faktycznie - być może efekty naszej działalności nie były spektakularne, nie dotrwaliśmy do dziś, a wspomnienia o naszych teatralnych "alternatywnych" działaniach nie przetrwały, ale - robiliśmy dla nas coś ważnego!
Rozmawialiśmy też o tym, czy moglibyśmy dziś coś na kształt takiego teatru ulicznego poprowadzić.... Konkretnych ustaleń nie było, ale czas pokaże, co może się urodzić.
I jeszcze tytułem uzupełnienia - to teksty, które wykorzystywaliśmy w Klubie A5 (i później):
Zabawne jest, że kiedy te teksty widzę, to sobie przypominam, jak je mówiłem (lub inni mówili).
W następnym poście - 1967 rok.
sobota, 27 września 2014
Teatr na Politechnice Poznańskiej
Razem z moim przyjacielem (z kamienicy, można powiedzieć, bo mieszkaliśmy w tym samym bloku na ulicy Dąbrowskiego od - chyba - 1960 roku) Robertem Jarmużkiem przedstawiliśmy w Politechnice Poznańskiej spektakl teatru poezji.
Były to dwa przedstawienia: 19. i 20. kwietnia 1967 roku w klubie A5 w akademiku Sezam (DS 3) przy ulicy Kórnickiej o godzinie 20.
Robert grał na kontrabasie i recytował, ja tylko recytowałem (bo nie umiem grać!). Chyba korzystaliśmy - zamiast z reflektorów - z dwóch rzutników do przeźroczy.
Akademik nie wyglądał jak dziś i był dość spartański (choć pod tym względem podobny do innych w tych czasach).

Pewnie były to pierwsze przedstawienia, bo na plakacie, który się zachował była też zachęta do zapisywania się do teatru.
Wykorzystaliśmy - głównie - teksty z tomu Mirosława Stecewicza "Blaszane liście", wydanego przez Wydawnictwo Morskie w 1959 roku. Myślę, że dostałem go od mojego przyjaciela z roku, Michała Stasiakiewicza. Wykorzystaliśmy wtedy (jak przypuszczam) teksty "Umrzeć dwa razy", "Wiadukt" i "Miedziany kozioł Leonidas".
Wybraliśmy też teksty poznańskich poetów z Literackiej Grupy Niezależnych „Swantewit”: Jadwigi Badowskiej, Łucji Danielewskiej, Czesława Kubalika, Juliana Rynowieckiego i Janusza Sauera, wydane przez Wydawnictwo Poznańskie w 1958 roku.
Niestety, nie pamiętam czyje i jakie wiersze wówczas prezentowaliśmy :-(
Jeśli chodzi o grupę Orientacja Poetycka Hybrydy, to (i znowu - chyba) zainteresowałem się nią po wieczorze autorskim Jerzego Leszina-Koperskiego w klubie Od Nowa (zorganizowanym chyba przez Eugeniusza Milecarka, jeszcze kierownika klubu lub już członka Rady Okręgowej ZSP).
Korzystałem z almanachu Orientacji "post scriptum" wydanego przez Zrzeszenie Studentów Polskich w 1966 roku (to bardziej prawdopodobne) lub "Wobec własnego czasu: dzienniki i wiersze" pod redakcją Jerzego Leszina-Koperskiego (inni piszą, że to redakcja zbiorowa), wydanego przez ZSP właśnie w 1967 roku (mój egzemplarz gdzieś w przeprowadzkach zaginął, mam tylko maszynowe kopie wierszy). I znowu - niestety, nie pamiętam dokładnie czyje i jakie wiersze wówczas prezentowaliśmy :-(
Przypuszczam, że były to wiersze Krzysztofa Gąsiorowskiego ("Na ciężkim skrzydle" i "Troje"), Jerzego Lesława Ordana ("Miejsce umarłych"), Mieczysława Michała Szargana ("Młot" i "Ojciec" oraz "Krawcy z Brzezin"), Andrzeja Jastrzębiec-Kozłowskiego ("List na śniegu"); być może były to też wiersze Jerzego Leszina-Koperskiego i Macieja Zenona Bordowicza. Wiersze i teksty wykorzystywaliśmy też później, więc być może ulegam złudzeniu pamięci.
Były to dwa przedstawienia: 19. i 20. kwietnia 1967 roku w klubie A5 w akademiku Sezam (DS 3) przy ulicy Kórnickiej o godzinie 20.
Robert grał na kontrabasie i recytował, ja tylko recytowałem (bo nie umiem grać!). Chyba korzystaliśmy - zamiast z reflektorów - z dwóch rzutników do przeźroczy.
Akademik nie wyglądał jak dziś i był dość spartański (choć pod tym względem podobny do innych w tych czasach).

Pewnie były to pierwsze przedstawienia, bo na plakacie, który się zachował była też zachęta do zapisywania się do teatru.
Wykorzystaliśmy - głównie - teksty z tomu Mirosława Stecewicza "Blaszane liście", wydanego przez Wydawnictwo Morskie w 1959 roku. Myślę, że dostałem go od mojego przyjaciela z roku, Michała Stasiakiewicza. Wykorzystaliśmy wtedy (jak przypuszczam) teksty "Umrzeć dwa razy", "Wiadukt" i "Miedziany kozioł Leonidas".
Wybraliśmy też teksty poznańskich poetów z Literackiej Grupy Niezależnych „Swantewit”: Jadwigi Badowskiej, Łucji Danielewskiej, Czesława Kubalika, Juliana Rynowieckiego i Janusza Sauera, wydane przez Wydawnictwo Poznańskie w 1958 roku.
Niestety, nie pamiętam czyje i jakie wiersze wówczas prezentowaliśmy :-(
Jeśli chodzi o grupę Orientacja Poetycka Hybrydy, to (i znowu - chyba) zainteresowałem się nią po wieczorze autorskim Jerzego Leszina-Koperskiego w klubie Od Nowa (zorganizowanym chyba przez Eugeniusza Milecarka, jeszcze kierownika klubu lub już członka Rady Okręgowej ZSP).
Korzystałem z almanachu Orientacji "post scriptum" wydanego przez Zrzeszenie Studentów Polskich w 1966 roku (to bardziej prawdopodobne) lub "Wobec własnego czasu: dzienniki i wiersze" pod redakcją Jerzego Leszina-Koperskiego (inni piszą, że to redakcja zbiorowa), wydanego przez ZSP właśnie w 1967 roku (mój egzemplarz gdzieś w przeprowadzkach zaginął, mam tylko maszynowe kopie wierszy). I znowu - niestety, nie pamiętam dokładnie czyje i jakie wiersze wówczas prezentowaliśmy :-(
Przypuszczam, że były to wiersze Krzysztofa Gąsiorowskiego ("Na ciężkim skrzydle" i "Troje"), Jerzego Lesława Ordana ("Miejsce umarłych"), Mieczysława Michała Szargana ("Młot" i "Ojciec" oraz "Krawcy z Brzezin"), Andrzeja Jastrzębiec-Kozłowskiego ("List na śniegu"); być może były to też wiersze Jerzego Leszina-Koperskiego i Macieja Zenona Bordowicza. Wiersze i teksty wykorzystywaliśmy też później, więc być może ulegam złudzeniu pamięci.
Subskrybuj:
Posty (Atom)