poniedziałek, 7 grudnia 2015

Spektakl "Teatrzyk Zielona Gęś"

W 1970 roku wystawiliśmy zbiór mini dramatów pochodzących z „Teatrzyku Zielona Gęś” Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, w reżyserii i inscenizacji Jacka W. Paluchowskiego.

Wystawiliśmy 14 miniatur dramatycznych (w kolejności przedstawienia):
  • W szponach kofeiny
  • Hamlet
  • Dwóch Polaków
  • Siedmiu braci śpiących
  • Żarłoczna Ewa
  • Straszna rozmowa Gżegżółki z duchem
  • Dymiący piecyk
  • Kominek zgasł
  • Nieudany potop z powodu zimy
  • On nie doczekał
  • Szczęście rodzinne
  • Judyta i Holofernes
  • Żona Lota
  • Żywcem zapeklowana
W spektaklu udział brali: Artur Sołyga, Małgosia Owsiana, Andrzej Czarnecki, Jacek Paluchowski, Magda Spychała-Paluchowska, Donat Jaskólski.

Najmniejszy Teatr Świata Zielona Gęś pierwotnie publikowany był w tygodniku Przekrój od 1946 roku do 1950 roku (ponad 160 mini-spektakli).


Była to forma odpoczynku od "poważnych" sztuk teatralnych.

K.I. Gałczyński i Zielona Gęś mają swoją stronę: http://www.kigalczynski.pl/gesi/. Z niej chciałbym zacytować następujący fragment, bo dobrze oddaje nasze intencje:

List zetempowców z fabryki „Era”

Kiedyś słyszeliśmy o dowcipie opartym na nonsensie. Wiemy, że są jeszcze na świecie ludzie, których to może bawić. Wiemy również, że ten rodzaj dowcipu reprezentuje schyłkową kapitalistyczną kulturę.
Otóż cały dowcip, cała strona satyryczna teatrzyku poety K.I.Gałczyńskiego opiera się — naszym zdaniem — właśnie na nonsensie. Zapytuję: dlaczego bohaterowie „Zielonej Gęsi” nie mogą brać udziału w zdrowej, silnej i rzeczowo w cel wymierzonej satyrze? Co prawda czytaliśmy kilka odcinków „Zielonej Gęsi”, które niedaleko odbiegały od takiej satyry, ale zginęły one wśród innych, jak muszelka rzucona w morze.
Może inni czytelnicy rozumieją „Zieloną Gęś”, gdyż jest ona na tyle jak gdyby niejasna, że można ją sobie rozmaicie tłumaczyć i odczuwać w rezultacie zadowolenie lub niesmak. My, zetempowcy, odczuwamy najczęściej ów niesmak, gdyż w „najmniejszym teatrze świata” nie znajdujemy odbicia problemów nas interesujących, nie znajdujemy naszego życia, krótko mówiąc, utwory te są nam niepotrzebne i nie wiemy po co i dla kogo poeta je pisze.
Zwracamy się więc z prośbą i żądaniem, ażeby Konstanty Gałczyński pisał tylko dla mas pracujących, w których szeregach kroczy postępowa młodzież polska…


My odczuwaliśmy pokrewieństwo w poczuciu humoru (wcale nie tak absurdalnym, ale raczej parodystycznym - jeśli takie poczucie istnieje), znajdowaliśmy przyjemność w szarganiu świętości i znajdowaliśmy odbicie problemów nas interesujących (sztywniactwo, nadęcie i głupota niektórych naszych rodaków).

sobota, 28 listopada 2015

Spektakl "Wędrówka dusz"


Spektakl z 1970 roku „Wędrówka dusz”oparty był na tekście Kurta Wittlingera
Seelenwanderung, będącym scenopisem filmu (teatru) telewizyjnego telewizji ARD. Znalazłem go (podobnie jak poprzedni) w Biuletynie Telewizyjnym, miesięczniku przeznaczonym do użytku wewnętrznego telewizji, wydawanym przez Redakcję Studiów i Oceny Programu.


Myślę, że była to próba wejścia w "prawdziwy" teatr, robiony dokładnie według autorskiego tekstu (trochę skrótów jednak było), choć aktualnego lokalnie w jakimś globalnym sensie.
Niewiele z przygotowań do spektaklu pozostało w moim archiwum.

 
















W efekcie obsada była chyba inna (w nawiasach przypuszczalnie ostateczna wersja).
Axel - Artur Sołyga, Bum - Czesiu Pigłowski (Donat Jaskólski), Policjant - Jan Matczyński (Eugeniusz Paukszta), Sędzia - Andrzej Czarnecki, Hugo - Zbyszek Stoma, Pracownik lombardu - Jan Matczyński, Blondi - Małgosia Owsiana (Ala Ganińska), Babcia - Ala Ganińska (Małgosia Owsiana), Mówca - Jasiu Górka (Andrzej Czarnecki), Licytator - Zbyszek Stoma, Klient I - Ela Czarnecka, Klient II - Joanna Posobiec, Pastor - Jacek Paluchowski (Jasiu Górka). Reżyseria i inscenizacja Jacek Paluchowski; danych o scenografie brak.

Sztuka jest jednocześnie typowym materiałem dla teatrów bulwarowych i moralitetem w realiach ówczesnego RFNu.
Axel i Bum pewnego listopadowego dnia w barze opijali swoją niedolę. Axel stwierdził, że jedynym powodem tego, że są biedni jest to że mają dobre dusze i złote serce. Barman Hugo proponuje, żeby Bum się jej pozbył, skoro mu przeszkadza i gdzieś schował. Obaj - pijani - stwierdzają, że to dobry pomysł. Axel chowa ją do pudełka po butach i zastawia ją w lombardzie pod zastaw 5 marek, które bierze Bum. Od tej chwili życie Buma się zmienia -  robi karierę w handlu złomem i zapomina o przyjacielu, a jego dusza spokojnie leży w magazynie lombardu. Poznaje Blondi, właścicielkę fabryki guzików i galanterii. Powodzi mu się coraz lepiej. Tymczasem po 5 latach w lombardzie licytują stare, nieodebrane rzeczy. Obecny przy tym Axel nie chce, żeby licytować pudełko z duszą i je wykupuje. Bum podupada na zdrowiu. W tzw. międzyczasie spotyka się z pastorem i rozmawiają o tym, czy rzeczywiście dusza jest potrzebna. Po tej rozmowie Bum spotyka się z Axelem. Blondi przygotowuje kolacje, a Bum chce, żeby Axel oddał mu pudło po butach wykupione z lombardu, bo chce ją trzymać u siebie w sejfie. Axel nie chce mu duszy oddać, bo myślał, że Bum znowu chce być dobrym człowiekiem, a okazuje się, że tak nie jest. Ten chce odzysk duszę w efekcie procesu sądowego. Kiedy Bum umiera, obserwuje swój pogrzeb i denerwują go pogrzebowe przemowy. Zawiera z zaświatów z Axelem umowę, że w  zamian za jego duszę z pudelka do butów pozwoli mu jego pomnik z cmentarza sprzedać na złom. Na cmentarzu Buma łapie policjant  (i od tego spektakl się zaczyna).




W wersji oryginalnej główni aktorzy (Hanns Lothar i Wolfgang Reichmann) wyglądali tak:

Spektakl przygotowywaliśmy i wystawiliśmy na scenie Domu Drukarza. Chyba z tego powodu dodaliśmy do nazwy naszego teatru "Sala 10". Nie pamiętam przedstawień. Pamiętam jedynie, że z jakichś powodów zaprzestaliśmy współpracy i na zawsze straciłem tam dwa kubły na śmieci kupione w MPO, koszulę w kratę oraz imadło ;-)
Tak wygląda miejsce po Domu Drukarza na ul. Inżynierskiej 10 dziś:

 


piątek, 13 listopada 2015

Spektakl "Miejsce dla bohaterów"


Far Rockaway - jednoaktówka Franka Daniela Gilroya została napisana w 1965 roku na zamówienie The Lincoln Center of New York. Na kanwie tego tematu powstały w tym samym roku dla  programu Scena Piąta National Education Television (NET) libretta dla baletu  The Act w choreografii Anny Sokolow i opery The Hero kompozytora Marka Bucciego i librecisty Davida Rogersa. Zostały one (sztuka, balet i opera) przedstawione przez NET na Prix Italia w 1966 roku, gdzie otrzymały pierwszą nagrodę. Sztuka „Miejsce dla bohaterów” składa się z fragmentów tekstów Far Rockaway i The Hero(w przekładzie Marii Wisłowskiej). 

Sztukę pod tytułem „Miejsce dla bohaterów” prezentowaliśmy (jako Tetr Małych Form "Sala" przy RU ZSP AM) w październiku 1969 roku w następującej obsadzie (według pierwszego egzemplarza reżyserskiego i według późniejszych uzupełnień): Michael St. John - Robert Jarmużek (Eugeniusz Paukszta), Eveline St. John - Joanna Posobiec (Małgorzata Owsiana), Sąsiad - Jacek Zahorski (Artur Sołyga), Doktor Walgreen - Jacek Paluchowski (Czesław Pigłowski), Szef - Janusz Matczyński, Sierżant Policji - Andrzej Czarnecki (Zbigniew Stoma), Ksiądz - Donat Jaskólski (Andrzej Czarnecki), Pani Brown - Anna Szmeterling (Joanna Posobiec), Grabarze - cały zespół.

Reżyseria i inscenizacja - Jacek Paluchowski, scenografia - Zbigniew Tyżyk , opracowanie dźwiękowe - Jan Zieliński, zdjęcia - Włodzimierz Niewiedział.

Pomysł inscenizacyjny był taki, że widzowie przechodzą przez 14 stacji drogi krzyżowej (scen). Scenografie tworzyły duże "bohaterskie" fotografie na scenie-cmentarzu. Na początku spektaklu Michael stoi sam na scenie, potem szuka wśród widzów kolejnych postaci. W ostatniej scenie postacie wracają na widownie. Wszyscy wychodzą i Michael zostaje znowu sam.



Oto scenariusz tej sztuki:

strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 5

Strona 4





  

Choć wszyscy podziwiają Michaela St. Johna i czują się lepsi przez to, że go (Go?) znali, on sam niczego ze swojego bohaterskiego czynu ("zabił uciekającego mordercę") nie pamięta. Przypomina sobie zdarzenie dopiero w scenie szóstej i ma wyrzuty sumienia ("ja go zamordowałem!"), ale ani policja ani ksiądz ani żona ofiary nie chcą przyjąć jego wersji zdarzenia. Jak mówi doktor Walgreen "Domaganie się ukarania wówczas, gdy społeczeństwo tego nie żąda to wyraźny objaw neurotyczny". W efekcie Michael popełnia samobójstwo i zostaje pochowany (jak łatwo się domyślić) w krypcie dla bohaterów.
 
Oczywiście potrzebna też była zgoda cenzury:



Z tymi 400 egzemplarzami programów byliśmy optymistami; nie pamiętam, ile daliśmy przedstawień.

Drugie usprawiedliwienie

I znowu usprawiedliwienie - przez osiem miesięcy nie mogłem znaleźć ani czasu ani wolnej przestrzeni psychicznej, żeby dalej opisywać dzieje teatru. 
To nie tylko obowiązki - te miałem zawsze. Chyba już mniejsza wydolność :-(
Koniec z użalaniem się nad sobą - siadam do roboty i opisuję następne spektakle. 

 

piątek, 20 marca 2015

Spektakl "statystyka" - wersje

Można mówić o dwóch wersjach tego spektaklu.
Nad pierwszą pracowaliśmy, opierając się na niniejszym scenopisie:
Spektakl oparty był nie na tekście, ale precyzyjnej inscenizacji i podkładzie dźwiękowym, zaplanowanym co do sekundy.
W przygotowaniu dźwiękowym pomogły mi zbiory nagrań z regionalnego ośrodka telewizyjnego w Poznaniu (te wszystkie szczekania psów, komendy w języku niemieckim, strzały itp.); dograliśmy tylko wstępny meldunek oraz tekst Matki i Ewy. Głosy męskie to komendy strażników. Romek Szmeterling robił pompki, czołgał się i szeptał "Raz, dwa, raz, dwa".
Tak wyglądał program do spektakli w Poznaniu:

Z tą wersją pojechaliśmy na  VII Ogólnopolski Przegląd Zespołów Artystycznych Medyków w Warszawie.

Spektakle odbywały się w Klubie Medyków na Oczki. Nasz spektakl pokazaliśmy w piątek 7 lutego o 16:30.

Odnieśliśmy - można powiedzieć - spektakularny sukces: "statystyka" otrzymała główną nagrodę - puchar Rektora AM w Warszawie za "sztukę o najwyższych walorach politycznych i społecznych". Tak opisano to w Głosie Wielkopolskim z 15 lutego 1969 roku:

 

 






Nad spektaklem pracowaliśmy dalej. Oprócz strażników obozowych pojawili się strażnicy muzealni, krążący wśród widzów. Film został uzupełniony o oryginalne amatorskie kolorowe (!) filmy z wakacji żołnierzy Wermachtu w Zakopanem (z domowego archiwum - swoje rodzinne filmy pozostawił wraz z projektorem i kamerą austriacki szef pracowni mikrobiologicznej, w której w czasie wojny pracowała moja Matka). Z jednaj więc strony doszedł obraz ówczesnego radosnego codziennego życia, a z drugiej - muzealnej codzienności.
Tak wyglądał program nowej wersji.











W kwietniu w miesięczniku "student" (4, 18, 1969) ukazał się tekst Edwarda Chudzińskiego i Krzysztofa Miklaszewskiego "Teatr - jaki jest? (część I)". Autorzy byli członkami Komisji Kwalifikacyjnej do konkursu "Melpomena 69" w ramach IV Festiwalu Kultury Studentów w 25-lecie Polski Ludowej, planowanego w Krakowie. W ciągu 2 tygodni Komisja obejrzała ponad 50 przedstawień teatralnych w 11 miastach. Do finału dopuszczono 12 spektakli oraz - jak piszą - "kilka wybijających się propozycji prezentowana będzie w maju poza konkursem". Wśród pozakonkursowych teatrów były m. in. Gong 2 z Lublina, ToTu z Gdańska, PWSTiF z Łodzi, Dren 59 z Lublina, Teatr 38 i STU z Krakowa. W Poznaniu spośród 5 zespołów do konkursu zakwalifikowano dwa i nasz spektakl poza konkursem, o czym pisał Express Poznański.



Pojechaliśmy do Krakowa w 10-osobowym zespołem: Andrzej Czarnecki, Robert Jarmużek, Donat Jaskólski, Jan Matczyński, Włodek Niewiedział, Andrzej Pawlak, Magdalena Spychała (Paluchowska), Romek Szmeterling i Zbyszek Tyżyk (i ja, oczywiście).



Każdy z nas na początku dostał festiwalową legitymację, a na zakończenie dyplom.

 

 






















"statystykę" wystawiliśmy 9 maja o godzinie 19:00 w Klubie pod Jaszczurami w Rynku Głównym.
























Niestety, nie mam żadnych fotografii z Krakowa. Pozostaje tylko to, co znalazłem w sieci:









wtorek, 17 marca 2015

Spektakl "statystyka" - początki

Moje zainteresowanie Oświęcimiem (Auschwitz) było przypuszczalnie ubocznym efektem histerii, jaka rozpętała się w 1968 roku w związku z antysemicką nagonką na autorów haseł w Wielkiej Encyklopedii Powszechnej PWN.

Ustawą sejmową powołano w 1947 roku (w roku mojego urodzenia) do życia muzeum pod nazwą Pomnik Męczeństwa Narodu Polskiego i Innych Narodów. Dla mnie i moich rówieśników był to fakt kultury (tła) – nie mówiło się o tym w szkole na historii, jeździło się tam na wycieczki szkolne (ewentualnie), był to symbol męczeństwa Polaków i brutalności Niemców (wojny).

W 1968 nagłośniono sprawę 8. tomu Wielkiej Encyklopedii Powszechnej. W haśle Oświęcim podano, że w obozach zginęli w większości Żydzi; do tej pory w oficjalnym przekazie podkreślano polskość ofiar. Komitet redakcyjny encyklopedii oskarżono o fałszowanie historii, a nowa, zmieniona redakcja hasła została dołączona jako wkładka do następnych tomów encyklopedii wraz z przeprosinami. Więcej szczegółów na ten temat – patrz http://www.teologiapolityczna.pl/assets/Nowe_okladki/brombergfrag2.pdf

W takich okolicznościach powstał pomysł wystawienia spektaklu, pokazującego nieważność tej dyskusji i trywializację tragedii. Zgodnie z stwierdzeniem tow. Stalina, że "Jedna śmierć to tragedia, milion – to statystyka" chcieliśmy pokazać miliony przez obserwowalne cierpienie jednostki.

Po wyjeździe studyjnym do Oświęcimia, gdzie między innymi nakręciliśmy materiał filmowy o dzisiejszym stanie obozu, koncepcja trochę się zmieniła. Wstyd się przyznać, że muzeum zrobiło wówczas na mnie wrażenie kiczowatego, przeestetyzowanego spektaklu teatru okrucieństwa Artauda. Te stosy butów, włosów to drastyczne instrumenty emocjonalnego pobudzenia widza i poszukiwania w nim tanich, prostych, jednoznacznych negatywnych emocji (nienawiści). Dziś widzę, że nie było się czego wstydzić (https://repozytorium.amu.edu.pl/jspui/bitstream/10593/3393/1/czaja.pdf). W efekcie więc doszedł jeszcze jakby metakomentarz do oświęcimskiej tragedii - współczesny spektakl muzealny (taki teatr w teatrze).

sobota, 28 lutego 2015

Teatr OKTAWA

Zacznę od usprawiedliwienia - przez ponad miesiąc nie mogłem znaleźć czasu, żeby dalej opisywać dzieje teatru. I obowiązki wynikające z końca semestru (egzaminy), i terminowe recenzje awansowe (habilitacje, profesury), i kończenie artykułu, i poprawianie prac moich dwóch doktorantek  i praca nad wnioskiem grantowym - wszystko to zajęło mi cały "wolny" czas emeryta.

W 1968 roku dołączyli do nas koleżanki i koledzy ze studenckiego teatru Oktawa: Małgorzata Owsiana, Joanna Posobiec, Jan Matczyński i Romek Szmeterling (jego siostra skoncentrowała się na śpiewaniu).
 

Jak łatwo dostrzec na tym (nieostrym niestety) zdjęciu, szybko się zintegrowaliśmy!



Niestety, pamięć już nie ta i nie wszystkich na zdjęciu rozpoznaję.

wtorek, 13 stycznia 2015

spektakle podczas Studenckiej Wiosny Kulturalnej (część 2)



Teksty „Manekin królowej” i „A-B” pochodzą z debiutu książkowego Mirosława Stecewicza „Blaszane liście”. One i pozostałe teksty miały premierę 19 marca, a wystawiliśmy je  28 (niedziela) i 29 kwietnia (poniedziałek). Trudno je nazwać nawet krótkimi sztukami scenicznymi, bo to raczej sceniczne etiudy. Patrząc na nie, trochę zabawne swoją drogą, że ostatnie działa Stecewicza to książki dla dzieci i „Inżynieria twórczego myślenia: samouczek stymulowania pracy koncepcyjnej”. 




„Manekin królowej” to monolog Królowej (Maria Anna Skowrońska) Spektakl reżyserował Maciek Rewakowicz, a scenografię robił Zbyszek Tyżyk. Królowa czeka na dwudziestoletniego kochanka. Z jednej strony wie, że ma nad nim władzę, ale z drugiej nie chce, by widział w niej tylko królową. Mówi:  „Czas jest okrutny. Jeśli zobaczy stara kobietę, a będzie chciał posiąść królową... Wtedy ... Zetnę mu ... głowę”. To najkrótsza z prezentowanych etiud.


W „A-B” Adam (Marek Bykowski) i Agnieszka (Marysia Juszczak) o świcie samotnie opuszczają dom, by schować się przed nalotem bombowców gdzieś poza miastem, celem potencjalnego nuklearnego ataku. Ich ucieczce towarzyszy piosenka z głośnika (którym byłem ja): ”Małych człowieczków/ nam trzeba/ małych, złych/ niechaj za dużo/ nie rosną/ dzieci by/ potem/ mogły się/ zmieścić w kabinie/ pilota”. Z tekstu wynika, że ucieczka się nie udaje i giną wszyscy, nawet ci schowani w centralnym schronie. Reżyserował także Maciek Rewakowicz, scenografię robił – jak zwykle – Zbyszek Tyżyk a muzykę Andrzej Pawlak.


„Płyty” Krystyny Uniechowskiej (miała 39 lat, gdy tekst się ukazał; zmarła w 2011 roku) reżyserowałem ja, scenografię przygotowała Magda Spychała (i chyba ona była inicjatorką wystawienia tej etiudy), a graliśmy w niej oboje. Antek i Dziewczyna spotykają się u niej. On jest zwyczajnym facetem, nastawionym na randkowy charakter spotkania. Ona zajmuje się słuchaniem dziwnych płyt – z odgłosami walk wojennych, bombardowań miast, a najczęściej krzyku być może torturowanego człowieka. Ceną za płyty jest cierpienie Dziewczyny. Kiedy jedna z tych płyt się rozbija, Dziewczyna popełnia samobójstwo. Antek nastawia na patefonie płytę z krzykiem. Mówi: „Jak dobrze, że nie trzeba samemu. Wystarczy posłuchać.”.

Autorem adaptacji słuchowiska i reżyserii „Drugi pokój” Zbigniewa Herberta byłem ja, a inscenizację przygotował Zbyszek Sierszuła. To dłuższa (w stosunku do pozostałych) etiuda – w siedmiu odsłonach. W związku z tym, że oryginalnie było to słuchowisko, to podstawowym środkiem wyrazu jest dialog oraz dźwięki, a nie ruch sceniczny. Młode małżeństwo – Ona (Alicja Biegańska) i On (Marek Bykowski) – rozmawiają na temat „Tego, co jest za ścianą”, czyli staruszki mieszkającej we wspólnym mieszkaniu w pokoju obok. On jest bardziej sentymentalny i „poetycki”, Ona bardziej konkretna i bardziej zdecydowana w (złych) zamiarach. Chcą mieszkać w dwóch pokojach, czekają więc na śmierć staruszki. Wysyłają do niej fikcyjny list urzędowy z nakazem opuszczenia mieszkania. Nie daje to oczekiwanego efektu, bo staruszka zamyka się w swoim pokoju i nie wychodzi z niego nawet do wspólnej kuchni. On i Ona nie wiedzą, jak interpretować ciszę w drugim pokoju. Po dwóch dniach czekania i zastanawiania się, jak sprawdzić co się tam dzieje okazuje się, że staruszka nie żyje. Zastanawiają się, jak pomalują drugi pokój. Najłatwiej powiedzieć, że jest to tylko reportażowy opis klęski obietnic „małej stabilizacji”. Da się jednak odnaleźć tu więcej znaczeń, szczególnie jeśli chodzi o obraz umysłu bohaterów, ich desperację, egoizm i bezduszność nie dające się usprawiedliwić sytuacją. Z drugiej strony przesadą wydaje mi się poszukiwanie jakiegoś uniwersalnego, znaczącego symbolicznego przesłania (por. http://www.fundacjaherberta.com/tworczosc/dramat/drugi-pokoj). Ciekaw jestem, jak dziś ta sceniczna impresja była by odbierana przez widzów rówieśników postaci (a spektakl jest ciągle wystawiany – np. http://vimeo.com/2789625).

poniedziałek, 12 stycznia 2015

spektakle podczas Studenckiej Wiosny Kulturalnej (część 1)


Trzy większe spektakle – „Tortura nadziei”, „Epitafium dla niego” i „Tygrys” – już opisałem.


 „Tortura nadziei” (wystawiona 25 kwietnia – we czwartek) to spektakl złożony z dwóch tekstów. „Vox populi” Jean-Marie-Mathias-Philippe-Auguste de Villiers de L'Isle Adama opisuje sytuację, gdy to w czasie przeglądu wojsk w Paryżu Weteran-Ślepiec (Ksiądz) chce zwrócić na siebie uwagę i zapewne dostać parę franków jałmużny. Niestety, nikt go nie dostrzega – umiera i tak przechodzimy do jednoaktówki „Ślepcy” Maurice Polydore Marie Bernard, hrabiego Maeterlincka. Na środku sceny siedzi Ksiądz, wokół niego (w naszym spektaklu) czterech ślepców i pięć ślepych kobiet. Wyszli z nim na spacer, a teraz nie ma kto ich zaprowadzić z powrotem do przytułku, w którym mieszkają. Jak mówi o przewodniku PIERWSZY ŚLEPY OD URODZENIA: „Staje się już za stary. Zdaje się, że sam nie widzi już dobrze od jakiegoś czasu. Nie chce się przyznać do tego z obawy, aby kto inny nie zajął jego miejsca pomiędzy nami; lecz podejrzewam, że nie widzi już prawie zupełnie. Potrzeba by nam innego przewodnika; on już nas nie słucha, a my stajemy się zanadto liczni.”. A NAJSTARSZA ŚLEPA mówi: „Boi się ciągle, odkąd lekarz umarł. Jest teraz sam. Nie mówi już nic prawie. ... Mówił także, iż morze go przestrasza; zdaje się, że burzy się ono bez powodu i że urwiste brzegi wyspy nie są już dość wysokie. .. Trzeba czekać.”. A MŁODA ŚLEPA dodaje: „Powiedział mi, że nie wie, co się stanie. Powiedział mi, że rządy starców skończą się może...”. Jednak Bóg umarł – trzeba kogoś wybrać na nowego przewodnika. Ślepcy siedzą i czekają. Kto miałby nim być? Tymczasem ktoś się zbliża i tylko dziecko SZALONEJ ŚLEPEJ widzi, kto to jest. NAJSTARSZA ŚLEPA mówi: „Miej litość nad nami!”. Grupa jest zatomizowana, zagubiona i bez nadziei. To zagubienie miało sens metaforyczny i w pewnym sensie wiązało się ze spektaklem „Epitafium dla niego”.


„Epitafium dla niego” (wystawione 26 kwietnia – piątek i 30 – wtorek) miało bardziej wyraźny polityczny (społeczny?) przekaz: charyzmatyczny przywódca ucieleśnia ideę, za którą idą tłumy; niezależnie od intencji i przywódcy i tłumu następuje autonomizacja i każdy idzie w swoim kierunku. A – odwołując się do słów sztuki – „miało być inaczej”. W pierwszej wersji sztuka ta miała podtytuł: „(w 50 rocznicę)”. Można powiedzieć, że była to typowa sztuka z tezą (Pièce à thèse). W dialogu „scenicznym” (bo był jeszcze film) biorą udział dwie postacie, ale ich tekst był rozpisany na wiele głosów. Tym razem w tych spektaklach występowali Ewa Szulc, Zbyszek Sierszuła i Jacek Paluchowski (zazwyczaj w tzw. małej obsadzie był zamiast Ewy Maciej Rewakowicz).


Innym rodzajem spektaklu był „Tygrys” (wystawiony 23 kwietnia – wtorek i 27 – sobota). To typowa lekka sztuka teatralna, dająca szanse aktorom na „wygranie się”. To bardziej życzliwa tragifarsa niż dramat. Nie jest to teatr bulwarowy z charakterystyczną aktorską szarżą (mam nadzieję, że tak było w naszej grze z Ewą Szulc!), choć ciągle teatr „lekki, łatwy i przyjemny”. Pośrednim dowodem na to, że jest to teatr może nie najbardziej ambitny, ale też nie prostacki jest fakt, że inną (najbardziej chyba znaną) sztukę Murraya Schisgala (Sie kochamy czyli Luv) reżyserował Jerzy Jarocki.

Taki był plan pracy na początku 1968 roku.